Muzyka

30 sierpnia, 2015

Biała koperta #8

   Po równo 15 minutach u progu moich drzwi pojawił się Alex.
   -I jak? Już wszystko w porządku?  -zapytał.
   Siedziałam skulona na łóżku. Widziałam śmierć moich rodziców, miałam krew ojca na twarzy, nie robiłam nic aby go uratować. NIC. Do końca życia będę się za to nienawidzić. Nie odpowiedziałam Alexowi. Chyba dopiero teraz zauważył jaka jestem zdruzgotana. Powoli do mnie podszedł, usiadł obok mnie i objął. 
   -Posłuchaj, nie wiem co zobaczyłaś, ale… Będę szczery. Chcę ciebie pocieszyć, ale nie mam zielonego pojęcia jak. Powiesz mi co się stało, co tam zobaczyłaś?
   Opowiedziałam mu o wszystkim co widziałam, o tym co teraz czuję i dlaczego. Podczas opowieści zaczęłam się niemiłosiernie trząść i szlochać. 
   -To nie twoja wina. Wiem, że to standardowy tekst, ale zobacz ile wtedy miałaś lat? Co mogłabyś zrobić? Oprócz tego, że rzucaliby też twoja głową to nic.
   -Może któryś z moich "darów" by się ujawnił? Mogłam spróbować.
   -Nie mogłaś. Gdybyś przynajmniej spróbowała nie byłoby ciebie teraz tutaj, ze mną - nieznacznie posmutniał i szybko zaczął mówić - To znaczy, my byśmy mogli teraz w najlepsze umierać, a jak już słyszałaś jesteś naszą jedyną nadzieją. Pamiętaj.
   -Co teraz? Będę do końca życia myślała o tym wszystkim? - spojrzałam mu prosto w oczy.
   -Teraz musimy ich pokonać, może świadomość ich śmierci złagodzi trochę twój ból. Masz do mnie jeszcze takie pytania?
   -Tak. Czy mogę zobaczyć resztę zdjęć?
   -Nie wiem. Na razie musimy poczekać aż profesorowie wszystko przeanalizują i podejmą odpowiednie działania związane z tym co zrobiłaś po zobaczeniu zdjęć ojca. Teraz mogę odpowiedzieć ci tylko na pytania nie związane z twoją rodziną.
   -Dobrze. Więc może zacznę od tego: Kim są Upadli?
   -Eh, trudno to wyjaśnić, ale spróbujmy. Zaczniemy od historii. Kiedyś grupa aniołów sprzeciwiła się bezlitosnym rządom reszty. Knuli przeciwko panującym, niestety ktoś ich wsypał. Zostali strąceni z nieba. Aniołowie nie byli w stanie odebrać im ich mocy, ale trochę je osłabili. Nasi Upadli stanęli na ziemi i od tamtego czasu każdy poszedł w swoją stronę. Następowały kolejne pokolenia, które zawsze dziedziczyły moce. Moce nigdy nie słabnie niezależnie od tego jak daleko odchodzi twoja krew od przodka. Ona jest tak jakby zapisana w tobie. Robiło się nas coraz więcej. Byliśmy na różnych kontynentach, ale łączył nas jeden cel. Zabicie wszystkich Aniołów. Kiedy Anioły się o tym dowiedziały postanowiły nas wybić i została nas tylko garstka. Twój ojciec miał za cel nas wszystkich zebrać. Na ten moment jest nas około 200, ale cały czas dochodzą nowi, niektórzy tak jak ty nie mają zielonego pojęcia o swoim pochodzeniu. Ale żaden z nich nie ma tak silnej mocy i aury jak ty. Nie jesteśmy w stanie wyjaśnić dlaczego jesteś silniejsza od innych.  W każdym razie dowiemy się.
  -Mówimy o tych samych Aniołach, które są w chrześcijańskich książeczkach dla dzieci? Te dobre, pomocne i tak dalej?
   -Tak jakby. Są to te same postacie lecz mają kompletnie inny charakter. Te z którymi walczymy są bezlitosne. Nie ma dobrych aniołów, jest tylko jeden lud tych złych.
   -Alex, mógłbyś pozwolić? - do pokoju wślizgnęła się Hope.
   -O co chodzi?
   -Profesorowie - odparła porozumiewawczo.
    Oboje wyszli bez słowa.
 
   Nie wiem ile czasu minęło. w drzwiach pojawił się Alex.
   -Profesorowie chcą z tobą porozmawiać. - oznajmił uśmiechnięty.
   Kiedy szliśmy wąskim korytarzem zaniepokojona nagłą myślą zatrzymałam się i zapytałam:
   -Jeżeli mów tata to wszystko zorganizował to czy ja mam tu jakaś specjalną posadę czy będę tak jak wy w grupie?
   -Jak wszystkiego się nauczysz staniesz się przywódca. Odziedziczysz wszystko co tu jest i będziesz tym wszystkim zarządzać. Wiesz: wydatki, zaopatrzenie, pogrzeby.
   -Pogrzeby?!
   -To znaczy.. Eh, każdy kiedyś ginie w walce, ale to się zdarza sporadycznie. Wtedy trzeba zawiadomić rodzinę i tak dalej.
   Boże nigdy sobie nie poradzę. Jak ja mam tym wszystkim zarządzać?
   Doszliśmy do sali. Była pół okrągła jak grecki amfiteatr. Oczywiście mniejszy, malutki w porównaniu z tymi oryginalnymi. Dookoła siedzieli w większości mężczyźni. Ludzie byli w średnim wieku. Pod miejscami siedzącymi ustawiono krzesła tam zasiedli ludzie w wieku około 16-28 lat. Wszyscy przyglądali mi się bacznie. Na środek sali wystąpił najstarszy, siwy już mężczyzna około 40. Miał krótko przycięta brodę.
   -Zaprezentujesz nam swoją umiejętność władania ogniem? - spytał dodając zachęcający uśmiech.
   -Tak tylko niestety kiedy ostatnio stanęłam w płomieniach moje ubranie się tak jakby spaliło. Czy mogę prosić o coś do przykrycia gdyby po raz kolejny wystąpił taki incydent?
   -Tak oczywiście. Gavin! Koc.
   Z tłumu powstał chłopak, miał na sobie czarną skórzana kurtkę, pod nią znajdował się biały T-shirt. O matko i córko! Na jego koszulce odznaczała się jakże niesamowicie umięśniona klata. Jego oczy skierowały się w prost na mnie. Na głowie miał bujne blond włosy, pod zagubionymi kosmykami skrywały się oczy w kolorze nieba. Wyraźne rysy twarzy, haczykowaty nos, to wszytko dawało mu gangsterski wygląd. Wrócił po chwili z czarnym kocem i stanął obok mnie.
   -Dobrze, więc proszę, zacznij - starszy mężczyzna uśmiechnął się i usiadł na wolnym krześle pośrodku.
   Z całych sił próbowałam przywołać ogień, niestety na nic. Starałam się przywołać uczucia towarzyszące mi podczas oglądania zdjęć, ale nadal nic.
   -Niestety, nie mogę.
   -Dobrze. Możemy spróbować ze zdjęciami?
   -Tak.
   -Pokażę ci teraz zdjęcie wykonane z twoją mama i jej dwoma znajomymi. Nie musisz się patrzeć na matkę, przez to, że już wcześniej widziałaś walkę pewnie teraz jej już nie zobaczysz. Antidotum nie działa w taki sposób. Jeżeli raz coś już zobaczyłaś to się nie powtórzy. Więc, proszę oto zdjęcie.
   Po raz ostatni przed wizją spojrzałam na Alexa. Z jego warg wydobyło się bezgłośne, zachęcające: "Dasz sobie rade", a potem się zachęcająco uśmiechnął.
   Moją uwagę od razu przykuł jeden z chłopaków tam stojących, kogoś mi przypominał. Świat wokół poszarzał, a w tle usłyszałam ten sam kobiecy głos: "Informacje nieznane. Przełączam na tryb obrazowy. Zrobiło się ciemno, a mi ukazał się obraz. Byłam na polu tam gdzie zginęli moi rodzice. Za sobą usłyszałam krzyk matki. Była to ta sama scena którą wcześniej widziałam. Moja świadomość przebiegła przez tłum Aniołów. Zatrzymała się przy jednym z nich. Spojrzałam w górę i zobaczyłam… Nie!
   -Alex? - spytałam zbyt oszołomiona.
   W moich oczach zaczęły wzbierać łzy. Tak to był on. Trzymał w rękach kończyny mojego ojca. Cały był umazany krwią. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Trochę dalej ktoś krzyknął:
   -I jak? Podobało się młody?
   -Było nawet fajnie - odparł Alex.
   Jak śmiał mnie pocieszać, przytulać, raczyć słowami otuchy? Jak? Nienawidzę go! Mógł im pomóc! Czy ktokolwiek wie, że był wcześniej Aniołem? Że zabił moich rodziców?
   Ujrzałam kolejną scenę. Leżałam na metalowym stole, obok mnie stał ten sam obrzydliwy Alex. Nagle wizja ot tak się urwała, a ja powoli zaczęłam wracać do rzeczywistości. Znów stałam w sali. Oczy ludu znów był skierowane na mnie. Po raz kolejny stałam w płomieniach.

5 komentarzy:

  1. Nie wiem co powiedzieć :* Kocham twoje opowiadania i cieszę się że zaangażowałaś mnie w tą opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się tu dzieje?! Jest coraz lepiej, a Alex chyba jeszcze porządnie nas zaskoczy. Pytanie czy pozytywnie, czy negatywnie. Rozdział niezły i mam wrażenie, że z formą jest coraz lepiej. Powodzenia i weny.
    Katie

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero teraz miałam czas na przeczytanie :X ale jest pięknie! Czekam na dalszy i oczywiście zapraszam do mnie - kochamfreda.blogspot.com ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej? Co się dzieje? Żyjesz? My czekamy na rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję. Proszę, kolejny rozdział. Życzę miłego czytania!

      Usuń