Muzyka

18 października, 2015

Białą koperta #10

    Jak na prośbę co poniektórych osób (-.-) zmieniłam muzykę na blogu, bo podobno ciężko się przy niej słucha. Wielka szkoda, mi się podobała, ale jednak innym to nie pasowało. Oczywiście niektóre kawałki zostawiłam, aczkolwiek przeszłam bardziej w muzykę powszechnie słuchaną. A zresztą, nieważne. Sami posłuchacie. Miłego czytania :) A i prawie bym zapomniała! Jeżeli usłyszycie i uznacie piosenkę lub jego wykonawcę za "żałosnego", mówię, ja tych piosenek nie słucham, w większości zostały mi polecone!



      Trzask. Jeden po drugim rozbrzmiewał w moich uszach. Moje kości. Nic mnie nie boli, ale moje kości są w kompletnej rozsypce. Może to adrenalina lub po prostu już nie żyję. Spoglądam w dół, aby sprawdzić czy unoszę się nad ziemią. B o ż e. Żyłam. Upadłam miękko. Spadłam na jakiegoś chłopaka, który zamortyzował cały upadek.
     -O boże - tylko tyle zdołałam wykrztusić.
   Jego kończyny były powyginane pod dziwnym kątem. Z nosa sączyła się krew. Chłopak oddychał z trudem. Na moim lewym ramieniu spoczęła czyjaś dłoń.
     -Nie bój się. Skup się i przyłóż dłoń po kolei do każdej rany i złamanej kości. Na końcu do serca - ze spokojem powiedział, jak mogłam się spodziewać tata.
     -Grrr… Spadłam na niego z 10 metrów i mam... mam próbować go jeszcze dotykać nie wiedząc czy przyniesie to  efekt?! Zaraz umrze, pewnie ma krwotok wewnętrzny! Wezwij pomoc!!
     -Zaufaj mi. Zaufaj tak jak tam na sali. Widzisz to co miga na jego skórze? To jego duch. Jeżeli nic nie zrobisz on umrze. Zaufaj - mówił z całkowitym spokojem - Uwierz. Wierzę w ciebie.
     -Jak możesz mówić tak spokojnie, przecież… - odwróciłam się, ale taty już nie było - A niech cię diabli!
    Nie ma go, tak po prostu. To moja jedyna szansa, nie mogę tu zostawić tego chłopaka, muszę zaufać tacie. Wcześniej mi pomógł. Teraz pewnie też. Więc przykładam rękę do jego złamanej nogi, a on wyje z bólu.
     -Nie, nie nie. Proszę, nie krzycz. Spokojnie.
    Spróbowałam po raz kolejny. Skupiłam się i wyobraziłam sobie jak jego noga wraca do pierwotnego stany. Leciutko otworzyłam oczy. Działa! Robiłam tak z kolejnymi kończynami i ranami. Dochodząc do serc nie wiedziałam co teraz mam sobie wyobracać. Chłopak cały czas ma zamknięte oczy, oddycha z trudem. Trzeba spróbować. Zamykam oczy, a w mojej głowie pojawia się obraz serca. Wprawiam je w ruch, zaklejam wszystkie szczeliny. Otwieram oczy. Chłopak oddycha normalnie. Patrzy prosto na mnie.
     -Hej - mówię z uśmiechem na twarzy.
     -Dziękuję. Kim jesteś? - pyta dziwnie spokojnie.
     -A.. Julia - cały czas nie przyzwyczaiłam się do swojego nowego imienia - A ty?
     -Andy. Słyszałem o tobie. Mówili, że masz niesamowitą moc, ale, że jesteś niesamowicie piękna i spadasz z nieba jak gdyby Afrodyta wyłaniająca się z piany, ni stąd ni zowąd to już nikt nie raczył wspomnieć - uśmiechnął się i niezgrabnie usiadł.
     -Przed chwilą prawie umarłeś. Przeze mnie. I nadal masz chęć do żartów? Myślałam, że będziesz krzyczał i miał do mnie pretensje. .
     -Za to, że uratowałaś mi życie? Spadłaś na mnie z nieba. Nie dość, że mnie uratowałaś to do tego mam okazje porozmawiać z królową piękności. Kto wie czy byśmy się spotkali gdybyś nie podjęła próby zamachu na moje życie. W każdym razie odkupiłaś swoje winy ratując mnie. Żyję? Żyję. Po co rozwlekać się nad tym co się stało jeżeli nie sprowadziło to żadnych poważnych konsekwencji?
     -Choć zaprowadzę cie do twojego pokoju. O ile tego chcesz - zaczęłam szybko wyjaśniać.
     -Ty jeszcze masz wątpliwości, że tego chcę? No jasne. Pokój 137. Pierwsze piętro - podnosi się, ale momentalnie upada, jęcząc.
     -Co się stało? - klęczę przy nim.
     -Chyba zapomniałaś o łydce - krzywi się w uśmiechu.
    Podchodzę do niego i robię to co wcześniej.
     -Zdradzisz mi jak?
     -Co: Jak?
     -Jak to robisz? Tutaj umieją tak tylko dwie osoby. Ty i Sue. Wiem, że masz ogromną moc. To znaczy, słyszałem o niej, ale nie wierzyłem, a teraz? Doświadczam twojej siły. Kim jesteś?
     -Nie wiem. Po prostu moje życie zmieniło się z dnia na dzień. Nagle zdajesz sobie sprawę, że wszystko się skończyło. Naprawdę. Nie ma już powrotu. Czujesz to. I próbujesz zapamiętać, w którym momencie to wszystko się zaczęło. I odkrywasz, że zaczęło się wcześniej niż myślisz. Dużo wcześniej. Zdajesz sobie sprawę, że to wszystko co było, zdarzyło się tylko raz i nie wróci. I nie ważne jak bardzo się starasz nigdy nie będziesz już taki sam. Nie chcę być tym, czym jestem. Chcę być tym czym byłam, ale nie mogę być.
     Szliśmy do jego pokoju, a po drodze opowiedziałam mu o wszystkim. Teraz staliśmy przed drzwiami jego pokoju.
     -Jak widzisz, dzięki tobie, jestem zdrowy, a przede wszystkim cały. Dziękuję.
     -Nawet nie wiem jak to zrobiłam. Po prostu mój - w mojej głowie pojawił się szept: "Nie mów o tym, że widzisz zmarłych. Będziesz miała kłopoty" - Tak, ten, no zaryzykowałam - starałam się ukryć moje zdenerwowanie.
     -To prawda, że zaatakowałaś Alexa? - zapytał niespodziewanie, ale z niedowierzaniem.
     -Czy wieści aż tak szybko się roznoszą - pobladł - Tak, miałam swoje powody.
     - O tym też słyszałem. Przykro mi. Czy… mogę mogę cię przytulić? - chyba chciał mnie rozbawić, ale nie wiem.
     -T-tak. O ile nie boisz się, że cię podpalę.
    Podszedł i mnie objął. Cóż innego mi pozostało. Zrobiłam to samo. Staliśmy tak kilka minut, aż on wyszeptał:
     -Odwiedź mnie kiedyś.
     -Powiesz komuś o tym co się dziś zdarzyło? - oboje szeptaliśmy.
     -Nie.
     -Dziękuję.
    Wyślizgałam się z jego uścisku. Odwróciłam się i odeszłam. Czułam na sobie jego wzrok. Słyszałam, że nie wszedł do pokoju dotąd, aż nie skręciłam.W drodze do pokoju natknęłam się na Hope.
     -Jak z Alexem? - zapytałam szeptem stojąc wprost przed nią.
     -Nieprzytomny. Najprawdopodobniej wróci do zdrowia za miesiąc może dwa. Ale powrót do pełnej sprawności może zająć nawet 6 miesięcy. Ogień nie tylko uszkodził go zewnętrznie, ale także zostawił uszczerbek na jego duchu.
     -Mogę go zobaczyć?
     -Tak. Nie ma problemu.
     -Kiedy mogę się z nim zobaczyć? I jak mam tam dojść?
     -Jutro, po śniadaniu. Przyjdę po ciebie. Dobrze?
     -Tak. Dziękuję.
    Hope wyminęła mnie i odeszła. Wróciłam w spokoju do pokoju. "Tato? Jesteś gdzieś tu?", pomyślałam. Przecież powiedział, że mogę mogę go przywołać. Musze być bardziej stanowcza."Tato! Jesteś mi potrzebny! Musisz tu być! Teraz! Natychmiast!" powtarzam to w głowię raz po raz, głośniej i głośniej. W końcu myśli przerodziły się w słowa:
    -Tato! Jesteś mi potrzebny! Musisz tu być! Teraz! Natychmiast! - powtarzam to w kółko - Teraz!! Rozumiesz?! - krzyknęłam z takim entuzjazmem i wściekłością, że poczułam jaka silna moc jest w moich słowach.
    -Spokojnie. Jestem co się stało?
    -Jak możesz być tak spokojny? Nadal nic nie rozumiem! Nawet nie wiem do czego jestem zdolna! Po co mi moc uzdrawiania? Po co mi ogień? Dlaczego? Bo jak kogoś poparzę to mogę go od razu uzdrowić? Tak? Po to aby pobawić się w torturowanie ludzi, a potem ich uzdrowić, abym nie miała ich życia na sumieniu? Powiedz, dlaczego ja?
   -Jak już mówiłem, Alex powinien ci wszystko wyjaśnić. Porozmawiaj z nim. Upewnij się, że nikt was nie widzi i podejmij decyzje. Co chcesz zrobić dalej?Idź do niego teraz. Nie ma tam nikogo.
    -Nie wiem gdzie on jest.
    -Zaprowadzę cię.
   Idąc korytarzem podjęłam decyzje. Wiem co zrobię. Jestem tego pewna, nie wycofam się.
   Zatrzymujemy się przed szklanymi drzwiami. Alex. Blady, z zamkniętymi oczami. Silny, ale słaby. Żywy. Wokół jest mnóstwo piszczących maszyn. Pik. Jeden, dwa, trzy. Pik. Jeden,dwa, trzy. Pik... Jego serce bije, a moje stoi w miejscu.
    -Wejdź - słyszę szept taty.
   Wchodzę.


   Pik. 
  Nic mi nie powie.
    Pik.
 Powinnam go uzdrowić?
  Pik.
 Nie!
  Pik.


    -Alex? Jesteś tam? Wiem, że mnie słyszysz.Przyszłam cię w końcu wykończyć. Co ty na to? - z mojej krtani wydobywa się złowieszczy śmiech, taki jak w filmach - Teraz  T Y  zginiesz. Przygotuj się.
   

1 komentarz: